Z pasji do kolei - rozmowa z Jackiem Wolnym, dyżurnym ruchu i laureatem Olimpiady Wiedzy o Bezpieczeństwie Kolejowym
Kolej to nie tylko zawód, ale i życiowa pasja. Dla wielu pracowników staje się ona czymś więcej niż miejscem pracy – częścią codzienności, źródłem satysfakcji i niekończących się inspiracji. Jedną z takich osób jest Jacek Wolny, dyżurny ruchu z ponad 30-letnim doświadczeniem, a także laureat Olimpiady Wiedzy o Bezpieczeństwie Kolejowym. O drodze zawodowej, wyzwaniach, konkursach, a także o podróżniczej i lotniczej pasji opowiada w rozmowie z naszą reportażystką Agnieszką.
Jacku, zacznijmy od początku. Jak zaczęła się Twoja przygoda z koleją i dlaczego wybrałeś zawód dyżurnego ruchu?
Moja przygoda z koleją zaczęła się tak naprawdę już w dzieciństwie. Kolej była obecna w moim domu od zawsze – mój dziadek pracował jako dyżurny ruchu, dwóch wujków również było związanych z koleją. Co ciekawe, mój tata sam nie pracował w tym zawodzie, ale często zabierał mnie na nastawnie, gdzie mogłem z bliska przyglądać się, jak wygląda ta praca.
Dla mnie, jako dziecka, to było coś niesamowitego – patrzeć, jak prowadzi się ruch pociągów, jak działają urządzenia, jak podejmuje się decyzje, które mają wpływ na bezpieczeństwo ludzi. Wujek cierpliwie wszystko mi tłumaczył, pokazywał urządzenia, pozwalał naciskać przyciski, wyjaśniał, co to jest suwak, jak działa semafor… I to wszystko naprawdę mnie fascynowało.
Już po piątej klasie wiedziałem, że chcę iść do technikum kolejowego. Innej drogi po prostu nie brałem pod uwagę. Od początku czułem, że to jest moja pasja – i że właśnie z koleją chcę związać swoją przyszłość.
Jak długo pracujesz już jako dyżurny ruchu?
Od 32 lat. Z perspektywy czasu to imponująca liczba, choć dla mnie te lata minęły bardzo szybko. Każdy rok przynosił nowe wyzwania i sytuacje, które uczyły pokory oraz odpowiedzialności.
Najtrudniejsze były zawsze zmiany urządzeń, na których pracowałem. Przez trzydzieści lat obsługiwałem głównie urządzenia mechaniczne, ale miałem też styczność z przekaźnikowymi i suwakowymi. Od półtora roku pracuję już na nowoczesnych urządzeniach komputerowych – i to jest zupełnie inny świat. Dużo bardziej zaawansowany technologicznie, wymagający zupełnie innego podejścia.
Dostosowanie się do tych zmian i możliwość pracy na nowym systemie to było dla mnie spore wyzwanie, ale jednocześnie ogromna satysfakcja. Lubię się uczyć nowych rzeczy i czuć, że idę z duchem czasu.
Czyli urządzenia komputerowe wygrywają. A myślałeś kiedyś o pracy na urządzeniach kluczowych?
Chyba jednak niekoniecznie. (śmiech)
Wiem, że wziąłeś udział w Olimpiadzie Wiedzy o Bezpieczeństwie Kolejowym. Jak się o niej dowiedziałeś i co Cię zmotywowało do startu?
Dowiedziałem się z ogłoszenia w pracy. Długo się wahałem – byłem przekonany, że aby wziąć w niej udział, trzeba mieć niemal encyklopedyczną wiedzę z przepisów kolejowych. Wystartowałem dopiero w dziewiątej edycji, bo wcześniej myślałem, że trzeba być absolutnym ekspertem, żeby sobie poradzić. Po ósmej edycji spółka opublikowała pytania z pierwszego etapu – przejrzałem je i ku mojemu zdziwieniu nie wydawały się one aż tak trudne. Pomyślałem wtedy: „Dlaczego by nie?". Postanowiłem spróbować… i jak się okazało, z bardzo dobrym skutkiem.
Czy przygotowywałeś się specjalnie do olimpiady?
Nie było jakiegoś specjalnego planu nauki, bo zakres pytań był bardzo szeroki – podobny do tego z egzaminów kwalifikacyjnych na stanowiska takie jak automatyk, toromistrz czy dyżurny ruchu. Tego nie da się nauczyć na szybko. Skupiłem się więc na tym, co już znałem – przejrzałem obowiązujące instrukcje, dokumenty, odświeżyłem sobie niektóre przepisy. W dużej mierze oparłem się na doświadczeniu i wiedzy zdobytej przez lata pracy. I to wystarczyło.
Ile etapów ma taka olimpiada?
Olimpiada składa się z dwóch etapów. Pierwszy to eliminacje testowe – 80 pytań jednokrotnego wyboru. Na wyniki trzeba było poczekać około czterech tygodni. Kiedy dowiedziałem się, że awansowałem do finału, byłem bardzo zadowolony. Drugi etap, finał, odbywał się w centrali w Warszawie. Tam już były pytania wielokrotnego wyboru, 50 pytań – zdecydowanie trudniejsze. Całość trwała około półtorej godziny i wymagała pełnej koncentracji.
W pierwszym etapie startowało około 240 osób, a do finału zakwalifikowało się 19.
Tak, pamiętam chociażby pytanie o to, po ilu minutach pracownicy mogą wejść do tunelu po przejeździe pociągu z trakcją spalinową. Inne dotyczyło wymaganej wysokości barierki przy wygrodzeniu strefy niebezpieczeństwa. To były pytania, które naprawdę potrafiły wybić z rytmu. Jedno z nich zaznaczyłem poprawnie, drugie błędnie – ale takie jest piękno konkursu, że sprawdza wiedzę w różnych, czasami bardzo szczegółowych obszarach.
Nie ukrywam, że byłem naprawdę zaskoczony. Pytania były trudne, nie miałem poczucia, że poszło mi aż tak dobrze, raczej, że poszło mi średnio. Jednak jak się okazało, innym uczestnikom poszło jeszcze trudniej i dzięki temu znalazłem się w gronie laureatów. O zwycięstwie dowiedziałem się telefonicznie z Biura Bezpieczeństwa – pamiętam, że zadzwoniła pani Agnieszka Lamparska i poinformowała mnie o zdobyciu tytułu laureata. To był niezwykle miły moment.
Bardzo pozytywnie. Koledzy i przełożeni gratulowali mi, wielu było zaskoczonych, ale w pozytywnym znaczeniu. Czułem ogromne wsparcie i radość wokół siebie.
Myślę, że wszystko po trochu. Doświadczenie zdobyte przez 32 lata, pasja i ciekawość – od zawsze interesuję się koleją, śledzę portale branżowe, kanały na YouTube. Dla mnie samego była to satysfakcja z tego, że udało się rywalizować i wygrać wśród wielu młodszych uczestników. To wszystko razem zaprocentowało.
Zdecydowanie tak. Poszerzają wiedzę, motywują do rozwoju – szczególnie młodych pracowników. Dla mnie osobiście to było bardzo budujące doświadczenie.
Tak, udało mi się przejść eliminacje i zakwalifikować do finału – i to z pierwszego miejsca. Finał olimpiady odbędzie się 9 października. To buduje, ale też zobowiązuje.
Raczej nie. (śmiech) Nie podchodzę do tego ze stresem – traktuję jako wyzwanie i okazję do sprawdzenia siebie.
Na razie o tym nie myślę, koncentruję się na tym, aby finał jakoś sensownie napisać, a co będzie dalej, to zobaczymy.
To pasja, która towarzyszy mi od dzieciństwa. Najpierw były podróże do rodziny, później nad morze czy w góry. W wieku siedmiu lat odbyłem swoją pierwszą podróż zagraniczną pociągiem – do NRD. Z czasem trasy stawały się coraz dalsze: Hiszpania, Francja, Włochy, Szwajcaria, Niemcy, Austria, Czechy, Słowacja... Do dziś marzę o podróży do Rumunii i Skandynawii.
Ale wiesz, równie dużą frajdę jak same podróże sprawia mi ich planowanie. Uwielbiam wyszukiwać połączenia, rezerwować bilety przez internet – oczywiście jak najtaniej! W rodzinie i wśród znajomych, gdy ktoś planuje wyjazd, to najpierw dzwoni do mnie. (śmiech)
Moja żona również uwielbia kolejowe wyprawy, więc często podróżujemy razem. Zawsze też zachęcam innych do korzystania z biletów FIP, które przysługują pracownikom kolei i ich rodzinom – dzięki nim można odbyć naprawdę ciekawe i dalekie podróże, niewielkim kosztem.
Zdecydowanie wyjazd do Hiszpanii w 1997 roku. To były jeszcze czasy bez internetu – planowanie takiej podróży wymagało cierpliwości i korzystania z papierowych rozkładów jazdy, dostępnych tylko w wybranych punktach. Właśnie ta trudność dawała największą satysfakcję – udało się wszystko zaplanować i zrealizować. Do dziś pamiętam tę wyprawę jako coś wyjątkowego.
To stosunkowo nowe hobby – pierwszy raz poleciałem samolotem w wieku 43 lat i od razu mnie to wciągnęło. Od tego czasu lotnictwo mnie pochłoneło – śledzę portale, kanały tematyczne i staram się organizować podróże łączące samolot i kolej. Kiedy widzę przelatujący samolot, od razu sięgam po aplikację i sprawdzam, co to za maszyna i na jakiej trasie leci. Czasem jeżdżę też na platformy widokowe, żeby obserwować starty i lądowania. Udało mi się nawet odwiedzić ogromne lotnisko we Frankfurcie nad Menem – widok ciężkiego samolotu odrywającego się od pasa to naprawdę magiczny moment.
Na 50. urodziny żona podarowała mi sesję w symulatorze Boeinga 737 – niesamowite przeżycie, które do dziś wspominam z ogromnym uśmiechem.
Najlepsze są podróże łączone – w jedną stronę samolotem, w drugą pociągiem. Tak się to u mnie zaczęło – od krótkich wypraw, które z czasem stały się coraz bardziej ambitne. Udało mi się nawet wciągnąć w to dwóch kolegów z pracy. Razem organizujemy wyjazdy: w jedną stronę lecimy, w drugą wracamy koleją.
Pierwsza taka wyprawa była całkiem skromna – lot z Krakowa do Szczecina, tam szybki obiad, piwko i powrót nocnym pociągiem do Katowic. Druga była odwrotna – pociąg do Gdańska i powrót samolotem do Krakowa. Potem odważyliśmy się na więcej – trzecia podróż była zagraniczna: lot do Wenecji i powrót pociągiem przez Wiedeń, gdzie zatrzymaliśmy się na zwiedzanie. Czwarta wyprawa była już całkowicie lotnicza – do Londynu.
Marzy mi się jeszcze bardziej urozmaicona podróż – z wykorzystaniem samolotu, pociągu i promu. To byłby prawdziwy hit!
Zawsze pomogę w organizacji. (uśmiech)
Plany są, ale jak zwykle – problemem są terminy. Mediolan na nas czeka, ale kadrowa powiedziała wprost, że nie da wolnego dla naszej"trójcy"( śmiech)– zbliża się uruchomienie LCS, dużo się dzieje . No ale co się odwlecze, to nie ucieknie.
Tak – marzy mi się lot Airbusem A380. To olbrzym, prawdziwa legenda wśród samolotów pasażerskich. Niestety, w Polsce tego typu maszyny nie operują na stałe, więc trzeba będzie dobrze zaplanować taką podróż.
Tak, interesuję się też modelarstwem kolejowym. Staram się odwiedzać wystawy makiet – ostatnio udało mi się zobaczyć Miniatur Wunderland w Hamburgu. Niesamowite miejsce – szczególnie dla miłośnika kolei!
Mam też małą kolekcję znaczków pocztowych – to już taka sentymentalna pasja, którą pielęgnuję od lat.
Muszę się chwilę zastanowić… (chwila zadumy)
Przede wszystkim – to bardzo odpowiedzialna praca. Każdy ruch, każda decyzja dyżurnego ruchu ma ogromne znaczenie dla bezpieczeństwa ludzi i całej infrastruktury. Dlatego najważniejsze jest, żeby nigdy nie iść na skróty. Zawsze przestrzegać przepisów, być czujnym i podchodzić do swoich obowiązków z pełnym zaangażowaniem.
To nie jest tylko praca – to ogromna odpowiedzialność. Za ludzi, za ich życie. Każde zaniedbanie może mieć poważne konsekwencje, więc warto od początku uczyć się solidności i pokory.
Nie. Najlepiej czuję się na nastawni. Nie wyobrażam sobie pracy biurowej – to zupełnie nie dla mnie. Tu, gdzie jestem, czuję się na swoim miejscu.
Chciałbym spokojnie pracować do emerytury – z takim samym zaangażowaniem, jak do tej pory. A kiedy już przyjdzie ten moment… wiem jedno: kolej na pewno nadal będzie obecna w moim życiu. To część mnie.
Mam nadzieję, że wciąż będę podróżować, spotykać się z pasjonatami, dzielić się wiedzą i doświadczeniem. Kolej daje mi radość, inspirację i poczucie sensu. No i oczywiście – fipki zostają. Co prawda już tylko co dwa lata, ale zawsze coś! (śmiech).
Dziękuję. (uśmiech)
Pasja, doświadczenie i zaangażowanie – to trzy słowa najlepiej opisujące Jacka Wolnego. Od dziecięcych fascynacji nastawnią, przez trzy dekady pracy jako dyżurny ruchu, aż po zwycięstwo w Olimpiadzie Wiedzy o Bezpieczeństwie Kolejowym – jego historia pokazuje, że kolej potrafi być czymś więcej niż zawodem. To styl życia, źródło satysfakcji i nieustannej ciekawości świata.
Podobnej satysfakcji i motywacji życzymy naszym współpracownikom.